sobota, 16 maja 2015

Rozdział 10




Dance me to the end of Love.



    Gdy tylko się obudziłam, pobiegłam od razu do łazienki. Cudem dotarłam na czas, inaczej musiałabym sprzątać podłogę z wymiocin. Ehh, dzień zaczyna się świetnie. Jak już się ogarnęłam to umyłam zęby i poszłam zjeść kromkę, czerstwego już, chleba, aby mdłości ustały. Potem ubrałam się w zwykły siwy top i krótkie spodenki, związałam włosy w kitkę i wyszłam z domu. Miałam dzisiaj zamiar popytać w centrum czy nie potrzebują gdzieś  pomocników. Jak tylko odłożę trochę grosza to po osiemnastce od razu się wyprowadzę. Wynajmę jakiś pokój, ale będę miała przynajmniej spokój od tego menela z którym muszę mieszkać pod jednym dachem.
    Po drodze na centrum rozdzwonił mi się telefon. Najpierw dzwonił Jace i wypytywał jak koncert i ogólnie czy wszystko dobrze w domu. Powiedział też że za niedługo ma zamiar przyjechać, jeszcze przed moimi urodzinami. Strasznie chcę do zobaczyć, więc zareagowałam entuzjastycznie. Gdy tylko rozłączyłam się z Jonathanem, zadzwonił Andy który chciał abym do niego przyszła obejrzeć film. W końcu dałam się namówić i umówiłam się z nim pod wieczór.
    Szczęście mi sprzyjało, bo gdy tylko doszłam na centrum, zauważyłam kartkę z napisem "Szukamy pracowników" na szybie salonu fryzjerskiego. Weszłam zadowolona i okazało się, że potrzebują kogoś do "brudnej roboty", czyli miałabym sprzątać kłaki, segregować farby i takie tam. Nie powiem, salon był większy niż większość które do tej pory widziałam. Pozostawiłam swoje cv i Simon (mężczyzna, który zarządzał salonem) powiedział mi na odchodne, że odezwie się do mnie gdy zapadnie decyzja. Podziękowałam i ruszyłam dalej przez miasto pytając tu i tam o pracę. Koło drugiej po południu znudziło mi się chodzenie i poczłapałam do Louisa, zobaczyć jak się trzyma. Zdychał, ale to zdychał niesamowicie. Poezja normalnie. Dawno go nie widziałam w takim stanie. Mówił mi o jakieś blondynce i rudej co się do niego doczepiły. Mówił, że nawet jakiś koleś do niego startował na parkiecie. Nie ma co, uśmiałam się.
    Tak bardzo dziękuję Bogu, jeżeli istnieje, za to, że mam takiego przyjaciela, jak on. Sporo mnie podtrzymuje na duchu, nawet gdy nie ma o tym świdomości. Sama jego obecność dobrze mi robi, od razu jest mi lżej, jakbym nie miała tak zjebanego życia, jak się wydaje. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła..
    Powiedziałam Lou o przyjeździe Jace'a; zareagował podobnie jak ja. Jonathan miał równie dobry kontakt z Louisem, i nie ma się co dziwić. Gdy Jonathan mieszkał jeszcze z nami, ja i Lou byliśmy nierozłączni. Gdzie ja, tam był i on, i na odwrót. Jace musiał co zaakceptować, nie miał wyboru. Dużo rzeczy robiliśmy razem, ojciec pracował wtedy jeszcze w fabryce, więc czasami mogliśmy sobie pójść do kina w trójkę lub zagrać w mini golfa w pobliskim parku. Chciałabym wrócić to tamtych czasów...
    Zjadłam u Louisa parę krakersów, które leżały u niego na biurku, chwile poleżeliśmy razem, jednak jak najdalej od siebie bo Louis niemiłosiernie capał alkoholem i potem. Zauważyłam, że zaczęło się chmurzyć na dworze, więc zebrałam tyłek i ruszyłam do domu zanim lunie. Złapałam akurat autobus, więc chociaż tyle dobrze. W drodze dałam znać Andy'iemu, że powinnam być u niego koło siódmej. Gdy byłam już w domu, ojciec siedział na kanapie przed telewizorem pijąc piwo. Wzięłam po cichu parę groszy ze skarbonki po czym poszłam jeszcze przed deszczem do supermarketu nieopodal. Kupiłam to, co najważniejsze; chleb, masło, jakąć wędlinę i ser, jakja.. Tak, żeby było chociaż coś w lodówce. Jak już zapłaciłam i wracałam do domu lunęło deszczem. No i ładnie, a myślałam, że zdążę.. Pobiegłam do domu z reklamówką. Wpadłam do kuchni, rozpakowałam rzeczy i w tym samym czasie usłyszałam jak mój ojciec chrząka niecierpliwie tuż za moimi plecami...

***


    Jakoś nie śpieszyło mi się do Ash'a, więc dotarłem tam dopiero koło trzeciej po południu. Stałem przed drzwiami wejściowymi i aż chciało mi się już wracać. Nie mam pojęcia, co takiego wymyślił, ani o co chodzi i nawet nie chcę się dowiedzieć. Im mniej wiem, tym dłużej pożyję. Dlatego szkoły nie skończyłem. Ha, inteligętnie, nie? 
    Zadzwoniłem w końcu dzwonkiem do drzwi i po paru sekundach usłyszałem grzmoty i trzaski a po tym jęknięcia zza drzwi. O ch*j tutaj chodzi? Stałem już zniecierpliwiony. 
    - Ash? Ash, jesteś cały? - zmartwiłem się po chwili gdy nadal nikt nie otwierał. Dalej dało się usłyszeć cichę jęki bólu zza drzwi. - Pies Cię w dupę jebie, czy jak?! - zawołałem, aby mnie usłyszał. 
    - Och zamknij się! - dotarł do mnie jego jęk. Westchnąłem, pokręciłem głową i usiadłem na schodkach przed domkiem. Odpaliłem spokojnie papierosa i czekałem aż chłopak się w końcu zbierze i otworzy mi drzwi. Niestety trochę to trwało. Gdy w końcu wszedłem do środka, od samego przedpokoju panował chaos i burdel.
    - O kur... Ty to wszystko tak sam zrobiłeś? - zdziwiłem się wchodząc dalej do środka. - Tobie chałupy nie można samemu zostawić...
    - Oj przestań! Patrz, co tutaj mam! - wyciągnął pistolet do paintball'u.
    - Ehm... Co zamierzasz z tym zrobić?
    - W dupę chcę Ci wsadzić! Wypinaj się, kurwa. Ehh, chłopacy zaraz tutaj będą, a wszystko poprzestawiałem tak zajebiście, żeby był taki zajebisty tor, żeby można się było tak zajebiście chować i w ogóle, tak zajebiście będzie, no! - jeo entuzjazm był nie do opisania. No stał przede mną i jarał się jak czterolatka nową lalką barbie tylko że, tak z cztery razy gorzej.
    - Ahahah, no niech Ci już będzie.
    - YEAAA!!!

    To, co działo się potem, było nie do opisania. Reszta chłopaków wpadła do domu, wszyscy wzięli pistolety i podzielili się na dwie grupy, Andy z CC vs. reszta chłopaków. Było trochę nie fair, bo trójka na dwóch, ale daliśmy jakoś radę. Po wszystkim, cały dom i ogród był w  kolorowych plamach i Ash musiał koniec końcem dzwonić po ekipę sprzątającą, a my uczciliśmy udany dzień piwkiem, siedziąc przed basenem. Dochodziła już godzina piąta więc pożegnałem wszystkich i wziąłem taksówkę do domu. W domu umyłem się i przygotowałem wszystko na wizytę Evelyn. Łóżko ogarnąłem, wybrałem najlepsze filmy z kolekcji taty, rzuciłem chipsy i inne smakołyki w kąt i ustawiłem parę świec, aby zaświecić gdy się już ściemni. Posiedziałem chwilę z mamą w ogórdku i się nie obejrzałem a było już po siódmej, a Evelyn jeszcze nie było. Spróbowałem do niej zadzwonić, lecz nie odbierała i tak parę razy. Potem zadzoniłem do Louisa, ponieważ zacząłem się trochę martwić. Okej, jeżeli dała mi kosza, to spoko, przyjmę to na klatę, ale muszę mieć pewność, że wszystko z nią w porządku. Od Louisa nic się nie dowiedziałem, ale też się od razu zmartwił. No nic, po kolejnym nieodebranym telefonie do Evelyn, byłem już w drodze do niej. Mogłem wziąźć taksówkę albo nawet auto mamy, ale miałem jakąś czarną dziurę w głowie i poszedłem na pieszo.
    Po drodze zaczęło ponownie padać. Postanowiłem pójść przez park niedaleko osiedla Evelyn. Już parę razy sie tam spotkaliśmy..  Zacząłem biec, ponieważ niewiedza mnie paliła od środka, nie wiedziałem, co się z nią dzieje i strasznie, ale to strasznie się o nią martwiłem. Nie miałem pojęcia, że stała się dla mnie tak ważna. Tak jakby czułem, że muszę się nią opiekować, że muszę jej pomóc, że nikt inny nie jest po prostu w stanie jej pomóc. Że to ja jestem tym jedynym który potrafi ją zrozumieć. Tylko musi się sama na mnie otworzyć...
    Serce mi stanęło na moment, gdy zobaczyłem skuloną postać na ławce. To było dla mnie jak deja vu z pierwszej nocy, gdy ją zobaczyłem. Siedziała skulona, jednak pod drzewem, nie na ławce, i płakała. Tak strasznie płakała... I to od tamtej pory dziewczyna nie opuściła mojej głowy chociaż na moment. Przystanąłem najpierw jak wryty, przyglądając się, czy to na pewno ona. Każda komórka w moim ciele błagała, aby to nie była Evelyn. Nie chciałbym widzieć jej w takim stanie, nie zniósłbym tego. Gdy przyjżałem się jednak trochę dłużej, zrozumiałem, że to nie mógłby być nikt inny. To ona i poznałbym ją wszędzie, nie zważywszy na ciuchy czy pozycję, w jakiej się znajduje.
    Ogarnęła mnie panika, zacząłem do niej biec jak opętany, nie minęło może parę sekund a byłem przy niej. Dla mnie jednak te parę sekund ciągnęło się w nieskończoność, widziałem, jak cała się trzęsie z zimna, chociaż może i z emocji, i widziałem dokładnie każdy wstrząs przy mocniejszym szlochu. Gdy tylko się przy niej znalazłem, objąłem ją i zacząłem uspokajać. Ona natomiast zaczęła się wyrywać, tak samo jak tamtej nocy. Po chwili zauważyła, że to ja i się poddała. Padła w moje ramiona a ja byłem bezsilny. Widziałem krew na jej policzkach i czole. Sińce na jej ramionach i udach, nie wiedziałem co się dokładnie stało, ale absolutnie nie podobał mi się ten widok i myślałem przez chwilę, że wyjdę z siebie.
    - Już, Evelyn, jestem przy tobie, już wszystko dobrze. Jestem tutaj. - tuliłem ją do siebie, próbując bardziej nie skrzywdzić. po chwili zdałem sobie sprawę, że pewnie została napadnięta przez jakiś zbirów i niewiadomo, co jej dokładnie zrobili. Potrzebowała lekarza i to natychmiast. - Eve, zadzwonię po taksówkę i zabiorę Cię do szpitala, dobrze? - wyjąłem już telefon gdy usłyszałem jej ciche "nie". Spojrzałem na nią z niemałym zdziwieniem.
    - Nikt nie może się dowiedzieć. - dała mi do zrozumienia pomiędzy szlochami.
    - Ale, ale.... Jak to?! Przecież muszą znaleść tych, co Ci to zrobili! Muszą Ci zrobić obdukcję, musisz iść na policję! Nie można tak tego zostawić, niech tylko się dowiem, kto to zrobił a mu chuja obetnę!
    - Nie... Nikt nie może się dowiedzieć... Tylko dwa tygodnie i będzie po wszystkim... - zaczęła odpływać. - zabierz mnie gdzieś indziej... proszę...
    - Evelyn, nie zasypiaj, Eve, spójrz na mnie. - z ostatkiem sił podniosła głowę i spojrzała na mnie - zabiorę Cię do mnie, dobrze? Wszystko będzie dobrze... - pocałowałem delikatnie jej czoło i zadzwoniłem po taksówkę.

__________
_________________
_________________________


Ale się napisałam! Ha, ale dałam radę, specjalnie dla Was, moi drodzy! 
Rozdział nieco dramatyczny, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba a nawet gdyby nie, to dajcie znać ;) 
Kocham Was! Do następnego!
~ Vicky.

9 komentarzy:

  1. O MÓJ BOŻE! To jest tak genialne, że brak słów! Błagam Cię - pisz częściej, bo piszesz genialnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział, czekam na next, Zapraszam do siebie: goodbye-agony-bvb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Super czekam na następnu rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No wiesz Ty co? W takim momencie przerywać? A pff <3
    |Biedny Ashley i jego zajebista podnieta XDD
    No i ten... mam nadzieję, ze tego kutacha ojca Eve zamkną gdzieś czy chociaż ona się wyprowadzi i z tego wyjdzie i jej się ułoży i no.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojejku!
    Pamiętam jak dwa lata temu wpadałam na tego bloga i się w nim zakochałam. Chociaż już jestem mniejszą fanką zespołu, nadal kocham Twoje pisanie.
    No i w końcu pisze tu z konta a nie tylko czytam.
    Masz talent, dziewczyno i jak wydasz kiedyś książkę (a to pewne) chce dostać ją pierwsza z dedykacją. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejna część? :) Kocham Twoje opowiadanie. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Zarąbisty blog :3 Jestem ciekawa co będzie dalej. Życzedużo weny i czasu na pisanie <3 / Rais

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaa! Rewelka <3 You make my day :3 Dziewczyno, pisz jak najwięcej i jak najczęściej!

    OdpowiedzUsuń