wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 9




She's such a fucking masterpiece
Self destruction is such a pretty little thing.






    Dochodzi już godzina trzecia w nocy, a chłopacy bawią się w najlepsze z 'kumplami z branży'. Okazało się, że to jeden z zespołów które grały przed My Chemical Romance. Szały nie było, ale jednak fajny kolesie.
    Wszyscy tańczyli w najlepsze. Gdy spojrzymy w lewo, widzimy szanownego pana Purdy'iego obściskającego się z cycatą brunetką, (co w cale mnie nie dziwi), a po prawej widzimy samców; Louis'a i Jacob'a w ich naturalnym środowisku (czyli siedząc przy barze, otoczeni panowie, jednak nie przez dziwczyny, ale przez puste kieliszki i zalani w trzy dupy). Siedziałam więc przez większość czasu z Andym, po którym było widać że nie ma zbytnio ochoty szaleć a parkiecie. Siedzieliśmy więc tak i rozmawialiśmy od czasu do czasu na różne tematy. On sącząc whiskey, a ja będąc w dobrym humorze pozwoliłam sobie na małego drinka.
    - Jesteś pewna, że nie chcesz niczego innego? - zapytał gdy zamówiłam kolejną szklankę napoju.
    - Nie, tak jest dobrze. Ehm... idę na chwilę do łazienki. - powiedziałam na co Andy skinął głową a ja wstałam i poszłam do kibla. Już od paru minut coś mnie trochę mdliło, pewnie rzez alkohol, więc weszłam do kabiny i nachyliłam się nad klozetem. Wiele nie trzeba było, odór z toalety zrobił swoje i szybko poszło. Spuściłam wodę, załatwiłam się jeszcze i po umyciu rąk oraz wzięcu gumy wróciłam do stolika.
    - Eve, mam pytanie, tak z ciekawości... Tylko sie nie gnewaj, czy coś.. - trochę się przeraziłam. Czyżby zaczął się domyślać? Co ja zrobię, gdy się dowie i powie innym? Jak powie Louisowi? Nie, przecież skąd miałby wiedzieć... Ale może jednak się domyślił.. Mam nadzieję, że to jednak nie to.
    - No? - udałam zaciekawienie, jednak chyba wcale nie chciałam wiedzieć, o co takiego Andy chce sie zapytać. Bo jeżeli to ma być coś w stylu: 'no więc, zastanawiałem się czy czasami nie wpychasz sobie palców tam, gdzie większość nastolatek, tylko w gardło i czy ty czasami nie głodujesz się praktycznie na śmierć?' to ja podziękuję. Jednak siedziałam tam hardo, chociaż moje nogi miały ochotę jak najszybciej z tamtąd wyjść i zostawić go z tym jego pytaniem.
    - Bo w sumie.. Mówisz, że ty i Louis, że jesteście tylko przyjaciółmi. Ale nie sądzisz, że on ma tam ten teges.. do ciebie? - spoglądał na mnie próbując zamaskować strach przed tym, że mogłabym go uderzyć lub coś w tym stylu, a ja tylko prychnęłam pod nosem.
    - Coś ty, ja i Louis... Przyjaźnimy się od małego. Nie ma szansy aby patrzył na mnie inaczej jak na przyjaciółkę.. Skąd to pytanie?- uśmiechnęłam się. Jestem prawdziwą szczęściarą, że mam takiego przyjaciela, jak Louis. Kocham go najmocniej na Świecie i nigdy, przenigdy nie chciałabym go stracić. Zawsze był przy moim boku i nigdy się na nim nie zawiodłam.
    - Ach, tak mi się po prostu wydawało... W sumie to bym się mu nawet nie dziwił. No nic, można jednak pozazdrościć takiej przyjaźni. Mawiają, że pryjaźń damsko-męska nie istnieje. A tu proszę! Żyjący dowód na to, że tak jest. - puścił do mnie oczko i wypił ostatni łyk swojej whiskey.
    - Idę po jeszcze. Tobie też coś wziąć? - wstał ukazując swoje zgrabne nogi. Kurde, to uczucie, gdy chłopak ma lepsze nogi od ciebie...
    - Nie, dzięki. - próbowałam się uśmiechnąć.
    - Zaraz wracam. - rzucił na odchodne i zniknął przy barze.
    Przejechałam wzrokiem po parkiecie i bawiących się w najlepsze ludziach. Ile bym dała, aby tylko potrafić cieszyć się z każdego dnia. Matko, dlaczego to dla mnie takie trudne? Ech... Znowu zaczynam sie nad sobą użalać, więc najlepiej odpędzić od siebie te myśli. Jestem tu w końcu aby miło spędzić czas i nie chcę nikomu zjebać humor moim zjebanym humorem. Andy coś długo nie wracał, więc zaczęłam go szukać wzrokiem. W pierwszej chwili nie mogłam go nigdzie uchwycić wzrokiem i dopiero za drugim razem zauważyłam, że stoi z pewną dziewczyną przy barze. Z tego, co widzę, jest dość ładna. I Andy się do niej uśmiecha... Nie, żeby mi zależało, no, ale mówił, że zaraz wracam. Pierdziele, szerzej tej gęby to chyba już nie umie otworzyć.
    Odwróciłam wzrok ptóbując skupić się na czymś innym. Dopiłam do końca drinka, mam nadzieję, że znowu mnie nie zmuli.
    Może i to zły moment, na rozmyślanie o takich rzeczach, ale ciekawi mnie, jakby to było gdybym zaczęła normalnie jeść, przestała się samookaleczać i w ogóle przestała być tak zjebana. Czy umiałabym wtedy od tak cieszyć się życiem, być szczęśliwą? Jeżeli ktoś mi odpowie na to pytanie, dałabym mu... złote jajo. Ta, naoglądałam się bajek.
    - Chcesz może zatańczyć? - wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam głos pana "za chwilę wracam, ale zostawię cię parę godzin samą" za moim uchem. Był strasznie blisko, czułam jego oddech na mojej szyji. - Nie daj się prosić.. Jeden taniec. - czułam, że się uśmiecha.
    No i co mu teraz odpowiedzieć? No zgodziłam się, niechętnie, ale się zgodziłam. Więc poszłam z nim na parkiet, w ten tłum spocoych ludzi. Bardzo romantycznie. Wszystko, czego mi potrzeba. Nogi mnie jeszcze trochę bolały po koncercie, ale chwilę mogłam wytrzymać. W ogóle nie wiedziałam, jak mam tańczyć, szybki to numer nie był, ale też nie wolny. Andy, za moim niewerbalnym pozwoleniem, objął mnie delikatnie. Zaczeliśmy się jakoś ruszać w rytm muzyki. Nie chcę nawet wiedzieć, jak to wyglądało.
    Po krótkiej chwili doszło do mnie w końcu, co takiego robię. Właśnie kogoś do siebie dopuszczam, pozwalam mu zakraść się odrobinę bliżej do mojego grubego muru ochronnego. Ma mnie chronić przed intruzami, a jedyny nie-intruz jakiego znam, to Louis i tak ma pozostać. Inaczej będzie zbyt tłoczno. Nie mogę na to pozwolić. Odsunęłam sie od niego, patrząc mu prosto w jego cudowne oczy. To znaczy, nie cudowne. W cale nie są tak cudowne. A w tych oczach widziałam lekkie rozczarowanie i strach, że zrobił coś nie tak.
    Uśmiechnęłam się delikatnie i nachyliłam do jego ucha. - Nogi mnie bolą.. Jeszcze z koncertu. - Odwzajemnił uśmiech. - Rozumiem. - Puścił do mnie oczko i chwilę potem nie czułam już ziemi pod stopami. Zapiszczałam, nie widząc co się dzieje. Przed sobą miałam rozbawioną twarz Andy'iego.
    Niósł mnie.
    Niósł mnie, i to nie przez ramie, ale tak, jak mąż przenosi żonę przez próg w nowym domu. Dziwnie mi się zrobiło.. - Głupek, co ty robisz, postaw mnie! - wykrzyczałam, lecz nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Zaniosł mnie do naszego stolika i dopiero tam usadził mnie bezpiecznie na kanapie. W jednej chwili zebrała się cała zgraja. Louis i Jacob, ledwo trzymający się na nogach, Jeremy, CC i jeszcze jakiś koleś z zespołu o którym mówiłam, do którego była przyklejona jakaś laska.
    - Ja i Eve  się zbieramy. Odstawię ją do domu. - zakomunikatował Andy. - Jinxx, CC, zajmiecie się Lou i Jake'm? - chłopacy kiwneli tylko głową. Spojrzałam na Louisa który praktycznie nie kontaktował i podałam jego adres Jeremiemu. Ja i Andy wzieliśmy rzeczy z szatni i wyszliśmy szybko na zewnątrz.
    - Wiesz, że nie musisz tego robić. Sama dojdę do domu. - powiedziałam odpalając papierosa. Od razu się okryłam skórzaną kurtką ponieważ trochę przymarzało.
    - Daj spokój, nie puszczę Cię teraz samej, jest zbyt niebezpiecznie. - Andy także odpalił papierosa.
    Wiedziałam, że sprzeciwianie się nie ma sensu, więc nie odpowiedziałam mu już. Nie lubię jednak gdy ktoś się 'troszczy' o moje bezpieczeństwo, to tak, jakby tej osobie na mnie zależało, całkiem jakby nie chciał, aby mi się coś stało, ale przecież nie powinnam go dużo obchodzić, więc nie wiem, dlaczego się wysilał, aby mnie odprowadzić do domu.
    - Myślę, że weźmiemy taksówkę. Jest dość chłodno, ciebie nogi bolą a mnie nie chce się za bardzo iśź z buta.
    - Ehm.. Tylko wiesz, nie mam teraz przy sobie pieniędzy... Oddam ci najwyżej innym razem, jeżeli się zobaczymy.
    - Jeju, Eve, czy ty zawsze taka jesteś?
    - Huh? O co ci chodzi?
    - O to, że jesteś taka skryta, niedostępna. Pieniądze mnie zbytnio nie obchodzą, więc nie chcę, abyś mi je oddawała. Jedyne, co się dla mnie teraz liczy, to to, żebyś bezpiecznie trafiła do domu. - ha, co za ironia. A kto powiedział, że jestem bezpieczna w domu? Ha ha. - Nie chcę już nigdy więcej czegoś takiego słuszeć, zrozumiano?
    - Zobaczymy... - wolałam już nie komentować jego wypowiedzi. Niech sobie mówi co chce, i tak mu nie wierzę. Nie ma dla mnie miejsca w jego życiu i to akurat jest fakt, więc nie będę się na chama wpychać. Wcale mi to nie potrzebne. Pomocy też nie potrzebuję, dam sobie radę sama.

    Wjechaliśmy na moje osiedle i dałam kierowcy znać, aby zatrzymał się na rogu. Wysiadłam, a Andy za mną, aby się pożegnać.

    - Dziękuję za podwiezienie i za wieczór. Miło spędziłam czas. - już się odwracałam żeby odejść w swoją stronę, gdy złapał mnie za ramię.
    - Eve.. Napiszesz? - obróciłam się w jego stronę i w pierwszej chwili chciałam go spławić prostym 'nie wiem, czy znajdę czas', lecz ta milsza część mnie, która zazwyczaj chowała się przed zwykłymi znajomymi, nagle mnie opętała i cała sytuacja nagle wymknęła mi się spod kontroli.
    - Jasne. - spojrzałam wymownie na rękę chłopaka, który nadal mnie trzymał, jednak nie puścił. Heloł, narusza moją przestrzeń osobistą. Nie wiedziałam, czego jeszcze by ode mnie chciał, więc wróciłam wzrokiem na jego twarz. nachylił się w moją sronę, co mnie z dekla przeraziło. Już prawie miałam kopnąć go w krocze, gdy jego usta dotknęły delikatnie mojego czoła. Sparaliżowało mnie to na tyle, że nie mogłam nic zrobić. Odsunął się, powiedział tylko "dobranoc", wsiadł do taksówki i zniknął. A ja tam stałam w nocnym, letnim wietrze i nie wiedziałam kompletnie co mam zrobić. Jakim cudem ośmielił się coś takiego zrobić i o co mu chodziło? Dlaczego? Ja pierdziele, nie ogarniam kolesia.
    Gdy lekko wyszłam z szoku wyciągnęłam papierosa i szybko go spaliłam po czym poszłam wreszcie do domu.
    Ojciec i jego kumpel do picia siedzieli na kanapie przed telewizorem, ale w sumie to chyba spali. Nie jestem pewna i szczerze, to mnie to nie obchodziło, więc poszłam wziąć prysznic po czym w końcu położyłam się w łóżku. I gdy tak w końcu leżałam na tym łóżku i było mi tak niesamowicie wygodnie, spojrzałam na drzwi i uświadomiłam sobie, że lepiej by było, gdybym przestawiła małą szafkę z ciuchami przed nie. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak ojciec zainteresował się moją osobą. Zwlokłam się z łóżka, przestawiłam tą cholerną szafkę i ponownie opadłam na łóżko. Tym razem byłam już całkowicie gotowa do snu, żadnych zmartwień, żadnych innych potrzeb, czekałam, aż sen mnie dopadnie.
    Wtedy się to stało.
    A stał się jakiś idiota, któremu zachciało się wysłać do mnie sms'a. Kimkolwiek ta osoba jest, niech ma się na baczności, jeżeli ją spotkam. Jestem tak bardzo zmęczona, a nie da mi jednak spokoju myśl, że przyszedł mi sms od kogoś i nie wiem od kogo ani o jakiej treści.
    Zaczęłam szukać telefonu pod poduszką, jednak nic nie wymacałam. Nie, to nie może być prawda. Zapaliłam lampkę na stoliku nocnym i rozejrzałam się po pokoju. Znowu usłyszałam sygnał informujący przyjście następnego sms'a. Dostrzegłam ten diabelski przedmiot na biurku. Świetnie! Więc znowu musiałam ruszyć swój tyłek z wyra. Dotarłam do biurka, złapałam telefon, odblokowałam go. "Dwie wiadomości". No tak, to, to już wiemy. Weszłam w skrzynkę pocztową. Jedna od Biersacka, druga od czerwonowłosego. Ughh...
    Wiadomość od Andyiego głosiła: "Zostawiłaś kurtki z taksówki. Przyniosę Ci ją jutro, dobranoc."
    Okej, fajnie wiedzieć. Louis podzielił się ze mną jednak czymś o wiele ciekawszym, napisał mianowicie: "jremny jfst jdnorozzcem x ma chijowego roga ns cxole" cokolwiek próbował napisać, widać, że nie poszło mu to najlepiej. Chyba nawet nie chcę wiedzieć... z kim ja się zadaję...
    Zrezygnowana wróciłam do łóżka, tym razem z telefonem i w końcu mogłam spokojnie zasnąć. Tak myślałam.
    Gdzieś na dworze, tak nagle, niespodziewanie, koty zaczęły drzeć ryje, jakby je ktoś ze sktóry obdzierał. Wkurzyłam sie na maksa, wzięłam słuchawki, podłączyłam pod telefon, puściłam muzykę i wreszcie, nawet nie wiem kiedy, odpłynęłam.



***


    - Anduuuś!!! Schodź na śniadanie, jest niedziela, jemy wszyscy razem! - jej, matko, jak ja Cię kocham! Niesamowita jesteś no normalnie uściskabym Cię teraz tak mocno, że mógłbym Cię nawet udusić, tak bardzo Cię kocham. 
    - Ta, już. - przewróciłem się na drugi bok i ponownie zasnąłem. 

    - ANDREW! - krzyki ponownie mnie obudziły. 
    - Amy, daj mu spokój, wrócił późno do domu. - słyszałem jak ojciec próbował wywalczyć mi jeszcze pare minut lub godzin snu. 
    - Chcę tylko zjeść śniadanie z moim jedynym synem, czy wymagam tak wiele?! Andy!! - nie dała na wygraną. 
    -Już! Idę! - nie da człowiekowi się wyspać. Zwlokłem się, ubrałem bokserki i poszłem na to jej śniadnaie. Co jak co, ale jednak zgłodniałem. 
    - Ej, no ale co TO ma być? Gdzie tosty? Gdzie SER? - zbulwersowałem się na ten szokujący widok. Woła mnie na śniadanie, wstaję, czołgam się aż tutaj i widzę wszystko, poza tostami i serem. Ona mnie nie kocha. Zaraz focha strzelę i już nigdy na te jej śniadanka nie zejdę. - Skandal. 
    - Nie marudź! Zjesz to, co jest i tyle. - mamuśka podniosła na mnie głos. Z kim ja żyję...  No nic, nie ma co się kłócić bo i tak nie wygram z tym potworkiem. Zjadłem więc pół tuzina kanapek po czym poszedłem się wykąpać bo capało ode mnie potem na kilometr.
    Gdy się tak myłem i myłem, telefon zaczął mi dzwonić. Postanowiłem więc oddzwonić jak już wyjdę spod prysznica. Okazało się, że to moja osobista dziweczka do mnie dzwoniła. 
    - Nooo, siema Ash. Czego?
    - Dlaczego nie odbierałeś? Czyżbyś mnie zdradzał? No jak tak możesz! Ja cały Ci się oddaję a Ty takie numery mi wykręcasz! Pff! Focha zaraz strzelę. I do tego przytupnę jeszcze nogą. Wiesz co to oznacza?
    - Ja pier.... Shut up! Kurka, Ash, nie wiem, co Ty ćpasz, ale weź może zmień dilera. 
    - Dobra, dobra. Weź przyczłap swoją dupę do mnie i Ci coś powiem, bo to nie sprawa na telefon. - co on znowu wymyślił? 
    - Ta, whatever. Będę jak przyjdę. - rozłączyłem się i zacząłem się szykować. Aż się boję, aby tam do niego iść... Nie mam pojęcia, co takiego chodzi mu po głowie...



________________________________________________________________

Taaak! Witam po jakże strasznie długiej przerwie! 

Nie mam pojęcia, dlaczego przez tyle miesięcy nic nie dodawałyśmy, no ale w końcu zebrałam się w kupę (ha ha) i coś wyskrobałam. Mam nadzieję, że jakoś Wam ten rozdział się spodoba i jednak ktoś jeszcze odwiedza naszego bloga. 

Chciałabym serdecznie przeprosić za nieobecność, strasznie się z tym czuję. Nadal Was kocham! Nie zapomnijcie!

~Vicky

4 komentarze:

  1. Zaszczyt pierwszego komenta!
    YEAH!
    A więc... ah, skąd ja znam to gdybanie, to... to "gdybym zaczęła, gdybym przestała..."
    Ale to nie jest takie proste...
    Ale wróćmy do weselszych tematów.
    Amy - <3333
    To wołanie...
    I Andy. Wygrał wszystko, cała familka Biersacków, aww <33333
    No i zapraszam do siebiem... NIE TYKAJ STOPY!!!
    No widzisz, już mi się udziela od rozdziału <3333
    A przede mną jeszcze jedna lekcja.
    Więc:
    angels-never-die-bvb.blogspot.com
    your-my-sweet-blasphemy.blogspot.com
    Pisany popsołu (c0) z Raven:
    apocalyptic-friendship.blogspot.com
    Wszystkie o BVB.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehh.... Brak słów, proszę Was! Już nigdy! Przenigdy! Nie róbcie takiej przerwy. Piszecie genialnie i to opowiadanie jest genialne.

    Pozdrawiam i weny

    xxNattyxx

    OdpowiedzUsuń
  3. No przerwa była okrutnie długa :D Najlepsza akcja Andysia ze śniadaniem. Biedny, nie dostał tostów ;-;
    Reakcja Eve na ten pocałunek Andy'ego też była niezła. Hmm no ciekawe jak to dalej będzie.
    Czekam na nexta. WENY WENY I JESZCZE RAZ WENY ;)
    Pozdrawiam
    W wolnej chwili zapraszam do siebie
    http://saviour-bvb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham tego bloga ;-; Musi być nowy rozdział! MUSI! Błagaaaaaam <3 //Ginger

    OdpowiedzUsuń