- Przepraszam, odezwę się do ciebie później, okej? Cześć. -
odwróciłem się i odebrałem telefon.
- Andy, mordo ty moja, co słychać skarbie? - usłyszałem w
słuchawce wesoły głos Ash'a.
- Nie mogłeś zadzwonić trochę później? - spytałem
rozzłoszczony.
- A co, znów męczyłeś Wacusia?
- Sorry, nie jestem tobą. Mów czego chcesz. - powiedziałem z
dekla poirytowany.
- Plan jest taki; jutro impra. - wypalił nagle.
- Z jakiej okazji? - zdziwiłem się.
- Trzeba oblać naszego nowego perkusistę, bo przez trasę nie
było czasu.
- Nieeee, wcale - odparłem sarkastycznie i wywróciłem oczami.
- No nie.
- Przyznaj się, to tylko pretekst. Ale mniejsza o to. Piszę
się na to.
- To fajnie. Nie obrażę się jeśli weźmiesz jakieś koleżanki.-
mógłbym przysiąc że w tym momencie uśmiechnął się łobuzersko i zatrzepotał
brwiami.
- Pomyślę nad tym. Narazie - powiedziałem i się rozłączyłem.
Gdy wszedłem do domu nikogo nie
było. Jak zwykle zresztą. Pierwsze kroki skierowałem do lodówki wyciągając
stamtąd ser i margarynę. Następnie z szafki wziąłem chleb i położyłem go na
blacie. Tosty.
Położyłem dwie kromki na blacie, smarując je margaryną, dając na nie z 5 plasterków sera żółtego, po czym włożyłem do rozgrzanego już tostera. Mama hejter, musiała kupić różowy. Omg.
Położyłem dwie kromki na blacie, smarując je margaryną, dając na nie z 5 plasterków sera żółtego, po czym włożyłem do rozgrzanego już tostera. Mama hejter, musiała kupić różowy. Omg.
Udałem się do salonu, włączając
TV. Nudy, nudy, o Boże żal, nieee. Kurna, w tym telewizorze nic nie ma.
Rozłożyłem się na kanapie i oglądałem akurat lecący na MTV Rocks teledysk
Metallicy.
Gdy leżałem na tej kanapie, nagle
poczułem jakiś smród dochodzący z kuchni. Coś jakby się przypalało…
- Kurwa, moje tosty! - zerwałem się
biegnąc ile sił do kuchni. Wyłączyłem toster i wyjąłem trochę bardzo
przypalonego tosta.
Ponownie udałem się na kanapę.
Jedząc
tosta mimowolnie zacząłem myśleć o Evelyn. Jestem pewny że to ona płakała w
parku. Ale cóż, nie moja sprawa, nie mam zamiaru się wtrącać w nie swoje
sprawy.
Z drugiej strony niezła z niej
dupa. Może chciałaby pójść ze mną na tą imprezę.
Postanowiłem zadzwonić do niej
jak tylko skończę jeść. Więc jak planowałem, tak zrobiłem. Odkładając talerz do
zmywarki , wyciągnąłem telefon z kieszeni i wybrałem jej numer.
***
Gdy wróciliśmy do domu Louisa, po jakże
wyczerpujących zakupach (nie obyło się bez dalszych flirtów Louisa; dziewczyna
o skórze kawy z mlekiem podała mu swój numer, na co się ucieszył, bo jak to
powiedział "niezła z niej dupa"), postanowiłam się spakować i wrócić
do domu. W końcu dwa dni minęły, a mama mojego niewyżytego przyjaciela
zaczęłaby coś podejrzewać, gdybym została u nich dłużej.
Louis, odprowadzając mnie do domu, uparł
się że wejdzie ze mną i w razie czegoś, gdyby ojciec był, to mnie obroni.
Zbawca się znalazł. No, ale miał minę nie znoszącą sprzeciwu, więc wiedziałam,
że nie wybiję mu tego pomysły z głowy.
Przekręcając klucz w zamku drzwi wejściowych, wstrzymałam oddech. Odetchnęłam dopiero z ulgą, gdy zobaczyłam iż jedyny ślad po moim ojcu, to puste butelki walające się po kątach w salonie.
Zaciągnęłam Louisa do mojego pokoju, które
od razu skojarzyło się z przykrym incydentem. Skrzywiłam się mimowolnie. Louis
usiadł na łóżku, gdzie zajął się czymś na swoim telefonie, a ja poszłam do
łazienki aby dać brudne ciuchy do prania.
Po wykonaniu tej czynności, stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się przez chwilę w swoje odbicie. Miałam dziką ochotę uderzyć w lustro, prosto w moje odbicie, lecz doszłam do wniosku, że to nie jest taki dobry pomysł; Lou by się czepiał i pomyślałby jeszcze że jestem niezrównoważona psychicznie.
Po wykonaniu tej czynności, stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się przez chwilę w swoje odbicie. Miałam dziką ochotę uderzyć w lustro, prosto w moje odbicie, lecz doszłam do wniosku, że to nie jest taki dobry pomysł; Lou by się czepiał i pomyślałby jeszcze że jestem niezrównoważona psychicznie.
Nagle zrobiło mi się słabo i poczułam, jak zbiera mi się na wymioty,
więc szybko zamknęłam za sobą drzwi i uklękłam przy muszli klozetowej. No tak,
mogłam się tego spodziewać, jak przez cały dzień nic nie jadłam.. To znaczy, rano zjadłam pół grzanki, aby Louis się odpieprzył. Przez te dwa dni nie miałam
specjalnie ochoty na jedzenie, więc męczył mnie tym że będę wyglądać jak
kościotrup, jeżeli nie będę nic jeść.
Spłukałam wodę i umyłam szybko zęby. Weszłam do pokoju i padłam na
łóżko, obok Lou.
- Oglądamy coś? - zapytał,
przenosząc swój wzrok z telefonu na mnie. Wzruszyłam ramionami.
- Masz na myśli Gwiezdne Wojny?
- No, co? Uwielbiam to. -
wywróciłam oczami.
- Niech ci będzie. - nie miałam
ochoty spierać się z ognistowłosym. Wstałam i włączyłam na dvd odpowiednią
płytę. Louis za ten czas skoczył do pobliskiego sklepu po chipsy, popcorn i
jakieś picie, ale i tak pewnie nie będę miała na nic ochoty.
Usłyszałam pierwsze nuty Deliver Us From Evil, więc wstałam z podłogi na
której siedziałam i wzięłam do ręki wibrujący i grający telefon. Spojrzałam na
wyświetlacz, lecz numer był mi nieznany. Z lekkim wahaniem odebrałam.
- Halo?
- Ee… Cześć! Ehm.. Z tej strony
Andy. - pacnęłam się ręką w czoło. Zupełnie zapomniałam o tym, że dałam mu swój
numer telefonu. Może lepiej było skłamać i podać mu jakiś fałszywy numer?
Przecież człowieka praktycznie nie znam, a może się okazać że to jakiś pedofil
lub seryjny morderca.
- Oh.. Hej. - bąknęłam trochę
zmieszana.
- Co tam słychać? - w jego głosie
dostrzegłam nutkę obojętności. Ale może mi się tylko wydawało?
- Okej.. a u Ciebie? - dodałam po
chwili.
- Też dobrze.. Ee, słuchaj, mam
taką propozycję.. Ale nie nalegam. Jeżeli nie będziesz chciała, to po prostu
odmówisz. No, wiesz.. Może nie masz ochoty czy coś.. - zupełnie nie rozumiałam
o czym plecie.
- Spoko, tylko powiedz o jaką
propozycję chodzi? - powiedziałam spokojnym tonem do słuchawki (przynajmniej mi
się tak wydawało), lecz w środku nieco się lękałam przed tym, co takiego chce
mi zaproponować.
- Bo jutro koledzy z kapeli do
mnie wpadają i chcą iść do jakiegoś klubu, żeby oblać naszego nowego
perkusistę.. No i pomyślałem, że może chciałabyś iść z.. nami. - Taak,
jasne. Pewnie dorzuci mi tabletkę gwałtu
do drinka, a później obudzę się w jakimś opuszczonym magazynie całkiem naga.
Nie ma mowy! - Możesz też kogoś ze sobą zabrać, aby było Ci raźniej. - dodał.
No… To trochę zmienia postać rzeczy. Chyba mnie nie zaatakuje, gdy będę z
bliską mi osobą? Najwyżej pójdę z Lou.
- Em.. No.. Wiesz, zastanowię się
i dam Ci znać, okej?
- Dobrze, to czekam. Cześć. - z
jego głosu znikł jakby entuzjazm i wydał się trochę przygaszony. Rozłączył
się.
Do pokoju wpadł uradowany Lou z paczką chipsów, gotowego popcornu i butelką coli.
Rozwalił się na moim łóżku jak na swoim własnym i otworzył popcorn. Usiadłam
obok niego i włączyłam film.
- Eem.. Lou? - mruknął coś pod
nosem, całkiem przejęty akcją filmu. - Pójdziesz jutro ze mną na imprezę? -
spojrzał na mnie zdziwiony.
- Imprezę? Przecież Ty nie
chodzisz na imprezy.
- Ta.. Ale zostałam zaproszona, a
wolę już siedzieć w zatłoczonym klubie niż sama w domu. - skrzywiłam się nieco.
- Uuu.. Zaprosił Cię ten koleś, o
którym mówiłaś? - uśmiechnął się łobuzersko. - Szykuuje się jakiiś romansiik. -
zaskrzeczał przesadnie uradowany.
- Ale ja prawie go nie znam!
- To go poznasz.
- Lou! - krzyknęłam zirytowana. -
Mniejsza o to. Jak nie chcesz, to nie musisz ze mną iść.
- Nie, nie.. Ja chętnie poznam
chłopaka, z którym stracisz dziewictwo.
- Och, przestań! Nie stracę z nim
dziewictwa. - bo już nią nie jestem, dodałam w myślach. Zaczynał mnie już porządnie wkurzać swoim zachowaniem.
- Niee.. Wcale. - zaśmiał się. -
Oj, Eve, nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi. A wtedy ten Twój znajomy
nie będzie Cię chciał i zostaniesz starą panną z kotami. - wywróciłam oczami i
założyłam ręce na piesi.
- Zamknij się już. - ten jednak
nie zważając na mnie, chichotał dalej.
***
" Dobra przyjdę. Podaj mi adres i godzinę : ). "
Odczytałem treść smsa i uśmiechnąłem się zadowolony. Wysłałem
Eve wiadomość z adresem i godziną.
Znużony przeleciałem kanały w
telewizorze, jednak nie znalazłem nic ciekawego, wiec zatrzymałem się jak
zwykle na MTV Rocks, na którym leciał jeden z kawałków Simple Plan. W tym samym
momencie usłyszałem skrzypienie frontowych drzwi oznaczające przybycie nikogo
innego jak moich rodziców.
- Andy, skarbie, jesteś w domu?- mama
wydarła się tak bardzo że trupa by obudziła.
- Nie, nie ma go! Zostaw wiadomość po sygnale, piiiiiip! – zawołałem cienkim głosem, udając automatyczną sekretarkę.
- Nie, nie ma go! Zostaw wiadomość po sygnale, piiiiiip! – zawołałem cienkim głosem, udając automatyczną sekretarkę.
- Andrew, nie rob z siebie większego
idioty niż jesteś, tylko pomóż nam z zakupami. – doszedł do mnie baryton ojca.
- Dzięki, tatusiu, jesteś tak
miły, że od tej miłości zaraz rzygnę tęczą. – wywróciłem oczami, lecz podniosłem
swoją dupę z kanapy i poszedłem pomóc rodzicom. Gdy zaniosłem reklamówki do
kuchni, zacząłem w nich grzebać, sprawdzając czy kupili mi chipsy. Niestety,
znalazłem tylko jakieś ryżowe gówno. - Mamooo, jak mogłaś zapomnieć o moich
chipsach? – zapytałem z oburzeniem i smutkiem.
- Kochanie, nie możesz żywić się
tylko chipsami i tostami z serem. – odrzekła, na co ponownie wywróciłem oczami.
- Ale ja kocham chipsy! Szczególnie serowe. - rozmarzyłem się na chwilę - Jak
mogłaś ich nie kupić?! – oburzyłem się. Ojciec, który akurat wszedł do kuchni,
stanął koło blatu i się o niego oparł.
- Jak tak bardzo Ci zależy, to
jedź sobie sam. – skierował się do mnie.
- To daj kasę. – odburknąłem.
- Przecież masz swoją.
- No i co z tego? Nadal jestem
waszym dzieckiem, coś mi się należy. A poza tym to wy zapomnieliście mi,
waszemu najukochańszemu, najzdolniejszemu, najprzystojniejszemu dziecku, kupić
chipsów. – zacząłem się droczyć z ojcem. – I daj kluczyki do auta, nie będę
marnować swojej benzyny. – Na te słowa ojciec poczerwieniał nieco na twarzy.
Moje usta wykrzywił uśmieszek pełen triumfu. Zawsze wiedziałem jak go
doprowadzić do białej gorączki.
- Andrew… - wypowiedział moje
imię takim tonem, że gdybym był nieco młodszy, to zapewne srał bym w gacie ze
strachu, lecz teraz nie robiło to na mnie większego wrażenia.
- Słuuucham, tatusiu? – zapytałem
przesłodzonym głosikiem.
- Nie przeginaj pały. – wycedził,
lecz chwilę potem dał mi pieniądze i kluczyki do auta.
***
Wyszedłem ze sklepu obładowany
trzema siatkami wypełnionymi po brzegi różnorodnymi smakami chipsów, lecz
najwięcej było serowych Cheetosów.
W pełni zadowolony wsiadłem do auta, wpakowałem chipsy na miejsce pasażera i odpaliłem silnik. Automatycznie włączyło się radio, w którym leciał numer Britney Spears, Baby One More Time. Wyjeżdżając z parkingu, śpiewałem razem z Britney refren piosenki i kiwałem głową w jej rytm.
Wjechałem na podjazd, porwałem moje reklamówki i szczęśliwy ruszyłem dróżką do domu. Przejechałem spojrzeniem po żywopłocie sąsiadki i o mało zawału nie dostałem, jak zobaczyłem wystającą zza żywopłotu, głowę pomarszczonego psa z żółtymi wałkami na głowie.
Odskoczyłem do tyłu, wrzeszcząc i łapiąc się za pierś, gdzieś w okolicy serca. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to nie żaden pies, tylko równie owłosiona na twarzy sąsiadka.
W pełni zadowolony wsiadłem do auta, wpakowałem chipsy na miejsce pasażera i odpaliłem silnik. Automatycznie włączyło się radio, w którym leciał numer Britney Spears, Baby One More Time. Wyjeżdżając z parkingu, śpiewałem razem z Britney refren piosenki i kiwałem głową w jej rytm.
Wjechałem na podjazd, porwałem moje reklamówki i szczęśliwy ruszyłem dróżką do domu. Przejechałem spojrzeniem po żywopłocie sąsiadki i o mało zawału nie dostałem, jak zobaczyłem wystającą zza żywopłotu, głowę pomarszczonego psa z żółtymi wałkami na głowie.
Odskoczyłem do tyłu, wrzeszcząc i łapiąc się za pierś, gdzieś w okolicy serca. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to nie żaden pies, tylko równie owłosiona na twarzy sąsiadka.
- Do diabła! Co mnie pani straszy?! - wrzasnąłem.
- Czego krzyczysz! Chcesz żebym ogłuchła?!
- Sama pani teraz krzyczy. Poza tym, to nie moja wina. Wracam sobie spokojnie ze sklepu a tu takie coś mi wyskakuje zza żywopłotu. - niestety, nigdy nie miałem w zwyczaju myśleć zanim coś powiem.
Do policzków sąsiadki napłynęła krew.
- Ty satanisto! Do kościoła byś się wybrał, zamiast do sklepu, nieokrzesany diable! Chodzisz po ulicy i sam dzieci straszysz, jak tak wymalowany łazisz! - wydarła się jeszcze głośniej. Po raz setny w tym dniu wywróciłem oczami.
- Czy widzi pani, abym w tej chwili był pomalowany? - wskazałem palcem na moją cudną twarzyczkę. - Nie sądzę. - odpowiedziałem za nią. - Ale jeżeli pociągają panią wymalowani faceci, grający satanistyczną muzykę, to podaruję pani bilet na nasz najbliższy koncert. - uśmiechnąłem się kpiąco i ruszyłem dumny z siebie, widząc że tym razem wygrałem 'bitwę' z nieznośną sąsiadką.
Zawsze gdy przyjeżdżałem do rodziców, ta się mnie czepiała, więc takie kłótnie stały się niemalże tradycją.
Zawsze gdy przyjeżdżałem do rodziców, ta się mnie czepiała, więc takie kłótnie stały się niemalże tradycją.
Wpadłem do domu, zdjąłem buty, walnąłem się na kanapę w salonie i zajadając serowe chipsy, oglądałem telewizję. Raj.
_______
________________
________________________
Trochę potrwało, zanim skończyłyśmy ten rozdział. Jest to pierwszy taki, napisany wspólnie, przeze mnie i Alice ;) Liczymy na Wasze komentarze, i dajcie znać czy taka kompozycja Wam się podoba, czy raczej wolicie gdy całe rozdziały są z narracji jednej osoby.
Dla czytelników, którzy może jeszcze nie zauważyli - narracja Andy'iego jest pisana przez Alice, natomiast narracja Evelyn jest pisana przeze mnie, Vicky.
Narracja Andy'ego najlepsza xD.
OdpowiedzUsuńAkcja z chipsami ... Jakbym czytała o sobie xD.
Lepiej jest jak jest kilka perspektyw ;3.
Czekam.
Hahaha umieram ze śmiechu co do perspektywy Andusia xDD
OdpowiedzUsuńPo prostu świetnie ! Czekam niecierpliwie na next ♥
Świetne! Kocham waszego bloga! ;D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam ;3
Hahahaha satanisto do kościoła .! Powaliło. Podona mi sie jak piszecie razem :-)
OdpowiedzUsuńczekam na tę balage :-D jejciua Andy takie słodkie dziecko rawr !!!
Czekam na next. Mam nadzieje że szybciej sie pojawi ;>>>>
Scenka z sąsiadką - na medal ^^
OdpowiedzUsuńSerio? Serowe cheetosy? Uwielbiam ♥
Hah, no to ja już się nie mogę doczekać nexta i na pewno już tego nie przepuszczę, więc pamiętaj, że mam cię na celowniku mała ;)
Buziaki i nie każ długo czekać :***
Rozwalający rozdział xd. Z tą sąsiadką było najlepsze xd
OdpowiedzUsuńOmomomomom , nie ma to jak kłótnia z sąsiadką *w*
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a mała ;*
Dawno mnie tu nie było ;p Świetny rozdział! ;D Wymiana zdań z sąsiadką była epicka xD Ciekawa jestem też tej imprezy ;]
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że niedługo dodacie następny rozdział :***
Szczerze... Jedyne co mnie tutaj denerwuje to to, że nieczęsto dodajecie. Mimo to-warto czekać. Jest świetne i to bardzo c:.
OdpowiedzUsuńGr8 :3
-Nika.
Zajebisty rozdział, w ogóle cały blog jest zajebisty.. Czekam niecierpliwie na next'a ~ Oliv
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego nowego bloga ;*
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, ż przypadnie ci do gustu *.*
Bla bla bla , a teraz mosz linka :
war-fuck-the-system.blogspot.com
Hahaha wbijaj ;*
Luudzie, luudzie.. Kiedy nowy rozdział? ;D
OdpowiedzUsuńSzczerze? Masz super styl i cudnie piszesz <3
OdpowiedzUsuńTwój blog mnie zaintrygował i zaciekawił... Na pewno będę tu zaglądać:)
BTW
od niedawna mam nowego bloga, na którego chciałabym Cię zaprosić:)
Mam nadzieję, że Ci się spodoba:)
http://uncertain-tomorrow.blogspot.com/
PS obserwuję :))
Powinno byc, zdjalem glany. XD
OdpowiedzUsuńBlog super!!