poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 3


"Kocham życie, przy­jacielu, i na­wet wte­dy, kiedy zra­niło mnie tak bar­dzo, że przez krótką chwilę zap­ragnęłam um­rzeć, na­wet wte­dy nie po­pełniłam zdrady."




     Włóczyłam się po zaśmieconych ulicach Cincinnati, mieście które Bóg już dawno opuścił. Wałęsałam się po ciemnych uliczkach, dosłownie prosząc się o to aby na mnie napadnięto. Szczerze powiedziawszy teraz było mi już wszystko jedno, czy zostanę zaatakowana przez napakowanych jak lodówki dresiarzy, czy też nie. Chociaż i tak szanse są marne, bo wyglądam jak wielka kupa śmierdzącego nieszczęścia. Nikt o zdrowych zmysłach, (ba! nawet i gdyby tych zmysłów nie posiadał) nie zawróciłby sobie mną głowy; włosy sterczące we wszystkie strony świata, brudne ubrania (po tym jak przewróciłam się z tuzin razy na wyjątkowo prostym chodniku) oraz napuchnięta od płaczu buzia, skutecznie odstraszały ode mnie potencjalnych gwałcicieli oraz złodziei.
     Ale co teraz mam zrobić? Do domu pod każdym warunkiem nie wrócę. Dałabym sobie głowę uciąć, że żadna (lub żaden) z Was by tego nie zrobił. A może i się założymy i utniecie mi tą głowę? Właśnie.. To w sumie dobry plan. No, już nie chodzi mi o ucięcie głowy, lecz o samo samobójstwo. Tyle różnorodnych sposobów.. Znajdę jakiś obsikany przez koty sznur w śmietniku i się powieszę.  Albo pożyczę od żula pod całodobowym sklepem butelkę, rozbiję ją i podetnę sobie żyły. Jeszcze lepiej! Napadnę na aptekę i  połknę tyle tabletek nasennych ile tylko zdołam. Ewentualnie obudzę Lou w środku nocy, za co zabije mnie na miejscu.. Kurde, Louis! Jedyna osoba która (prawdopodobnie) by za mną tęskniła. No, jest jeszcze Jonathan ale ten znajduje się aktualnie w Chicago, gdzie studiuje. Ta.. Teraz zaczęłam rozważać to, czy naprawdę tego chcę.
     Ojciec mnie zgwałcił, prawda, ale nie mogę tego zgłosić, ponieważ wtedy pewnie pójdzie za kratki, a ja trafię na miesiąc do bidula. Za miesiąc będę pełnoletnia. Wtedy mogłabym wyjechać lub się wyprowadzić.. W takim razie co mam zrobić, przez ten miesiąc? U Louisa nie będę mogła tak długo mieszkać, (bo jak niby miałabym to wytłumaczyć jego rodzicom?) a żadnej rodziny tutaj już nie mam, wszyscy wyjechali do większych miast. Jonathanowi nie chcę się narzucać, w końcu mieszka razem z narzeczoną. Dobra, plan jest taki że przenocuję z dwie noce u Lou, jeśli się w ogóle zgodzi, a potem wrócę do domu. Nie mam innego wyboru. Będę go unikać jak ognia i łudzić się że nigdy więcej mnie nie dotknie.

     Zaczęło świtać, z czym coraz więcej pojazdów pojawiało się na ulicach miasta. Skierowałam się w stronę domu. Starszy powinien spać najebany, a ja muszę wziąć telefon i parę ubrań. Jestem już tak zmęczona, że zaczęłam potykać się o własne nogi. Kilkanaście kilometrów na pewno przeszłam, również trochę przebiegłam. Znalazłam się w tych dzielnicach miasta, o których dotychczas tylko słyszałam.
     Pod kamienicą nie zawahałam się ani na moment, tylko weszłam prędko do budynku. Chcę mieć to jak najszybciej za sobą. Drzwi były, jak zwykle, otwarte. Na wejściu oczywiście przewróciłam się o próg.    
     Zaklęłabym ale nie chciałam obudzić ojca, więc wypowiedziałam tylko skromne 'kurwa' w myślach, podniosłam się i po otrzepaniu niewidzialnego kurzu ze spodni, które i tak są już bardzo brudne, ruszyłam do pokoju. Wyjęłam granatową, obdartą torbę spod łózka i wrzuciłam do niej kilka par bielizny oraz jakieś bluzki, parę spodni i na koniec paczkę black devil'ów.
     Weszłam do salonu, sprawdzić jak z ojcem. Nadal spał jak zabity. A może mu tak podciąć gardło? Nikomu nie będzie żal tego sukinsyna. Postanowiłam wziąć szybki prysznic, bo jeszcze chwila a bym się nie powstrzymała.
     Swoją drogą, to nieźle ode mnie jechało; w końcu przebiegłam krótki maraton. Gdy zimny strumień oblewał moje ciało, przypomniałam sobie o żyletce która spoczywała w mojej kosmetyczce. Wyjęłam ją i przyłożyłam do nadgarstka, powyżej widocznych żył. Tak, czy nie? Ulży mi.
     Przejechałam parę razy po nadgarstku i odwróciłam głowę aby nie patrzeć na spływającą krew. Poza pieczeniem, poczułam jak lekko zakręciło mi się w głowie. Odłożyłam narzędzie na swoje stałe miejsce. Będę musiała wziąć ze sobą bandanę, aby Lou niczego nie zobaczył.
     Po wyjściu spod prysznica, ubrałam świeże ciuchy i pomalowałam się. Włosy rozpuściłam, aby szybciej wyschły; nie mogłam przecież użyć suszarki bo istnieje szansa że obudziłabym wtedy ojca. Zawiązałam ciasno czerwoną bandanę wokół nadgarstka i zawiesiłam torbę na ramię. Skierowałam się do salonu. Starszy mruknął coś niezrozumiale i przewrócił się na drugi bok. W pośpiechu wyjęłam dwadzieścia dolarów z porcelanowej żaby, która stała na komodzie.
     Zawsze chował tam wszystkie 'oszczędności'. Prawda była taka że podkradał je swoim najebanym kumplom, którzy zaliczyli zgon prędzej niż on, a reszta jest zarobiona przeze mnie.
     Już miałam wychodzić, gdy przypomniałam sobie że nie wzięłam telefonu. Do diabła! Wróciłam się po ową rzecz po czym wyparowałam z domu. Gdy doszłam do stacji, spojrzałam na wyświetlacz. Jest dopiero po szóstej, nie zadzwonię przecież o tej godzinie do Louisa. Postanowiłam więc kupić sobie coś do jedzenia w najbliższym spożywczaku i powłóczyć się jeszcze trochę, a około dziesiątej zadzwonię do Louisa.
 
     Jeden sygnał, drugi, trzeci. Już chciałam się rozłączyć, gdy usłyszałam zaspany głos mojego przyjaciela.
     - Nie dasz człowiekowi nawet pospać. Zlituj się, Eve. - mruknął dość niewyraźnie do słuchawki.
     - Tu leniu niedorobiony. - odpowiedziałam z lekkim przekąsem. - Lou, dziweczko Ty moja najdroższa, zbieraj swój arystokracki, chudy tyłek i zapieprzaj ile sił w nogach na skatepark. Nie będę czekać wiecznie. - uśmiechnęłam się sama do siebie i rozłączyłam, zanim chłopak zdążył zaprotestować. Nie zdążyłam nawet włożyć telefonu z powrotem do torby, gdy ten rozdzwonił się. Jonathan? Dawno nie dzwonił..
     - Halo?
     - Cześć siostrzyczko. - na ten lekko ochrypnięty głos ponownie się uśmiechnęłam.
     - No heloł, braciszku. Co się stało, że raczyłeś do mnie zadzwonić? - specjalnie przybrałam surowy ton, tak aby poczuł się nieco winny. Ponad dwa tygodnie się nie odzywał!
     - Och, Eve.. Przepraszam, ale byłem naprawdę zajęty. Wiesz - koniec roku. Ale opowiadaj, mała, co u Ciebie?
     - Mała to jest twoja... Ehm, sam wiesz co.
     - A powiem Ci że nie jest taki mały.
     - Dobra, Jace, przeżyję i bez tych informacji. - skrzywiłam się zdegustowana. Zaśmiał się krótko.
     - Okej, okej. Ale co tam u Ciebie słychać? Jak w domu?
     - No u mnie... jest okej. Jak zawsze. - próbowałam zabrzmieć wiarygodnie, i chyba mi się udało. Nie mogę przecież powiedzieć Jace'owi że ojciec mnie zgwałcił.. Od razu zawiadomiłby policje. - W domu też.
     - To dobrze. A jak świadectwo?
     - Przechodzę do trzeciej.
     - Jestem z Ciebie dumny, siostrzyczko. - pociągnął nosem, jakby płakał i po raz kolejny się zaśmiał. W międzyczasie byłam już w połowie drogi na skatepark, gdzie umówiłam się z Lou.
     - Tak, tak.. A co u Ciebie? Jak tam Jose? - zdrobniłam imię jego narzeczonej.
     - Ano też jest dobrze. Powoli zaczynamy przygotowania do ślubu.
     - Więc trzynasty marzec zostaje?
     - Nie inaczej. Słuchaj, Eve, muszę już kończyć. Zadzwonię do Ciebie w przyszłym tygodniu, mała. Trzymaj się tam.
     - Pa. - odpowiedziałam, po czym się rozłączyłam. Łzy cisnęły mi się do oczu; tak bardzo chciałam mu się wygadać, wyżalić.. Ale naprawdę nie mogłam tego zrobić.
     Jace nie wiedział praktycznie o niczym, co starszy wyprawiał gdy go nie było, bo gdy miał przyjechać to ten stary pryk jakimś cudem się ogarniał i odgrywał rolę dobrego tatuśka. Nie wiedział o tym że ojciec mnie bije i miesza z błotem swoimi wyzwiskami.
     Wyjęłam paczkę papierosów z torby i pośpiesznie odpaliłam jednego. Łza spłynęła mi po policzku. Całe moje nieszczęsne życie byłam przez niego poniżana. Tak bardzo go nienawidzę...

     Usiadłam na jednej z niższych ramp i ponownie zaciągnęłam się papierosem. Teraz nie wiem czy powiedzieć Louisowi o całym incydencie. Nie wiem jak na to wszystko zareaguje.
     Wyrzuciłam spalonego już peta gdzieś na prawo ode mnie. W oddali zobaczyłam czerwoną czuprynę mojego przyjaciela. Chwilę potem przeskoczył przez niskie ogrodzenie, pocałował mnie w policzek i usiadł obok mnie na rampie.
     - Lubisz się znęcać nad ludźmi, co nie? - spojrzał na mnie z wyrzutem. Przez chwilę lustrowałam jego twarz. Musiał siedzieć do późna, bo miał wory pod oczami, które były swoją drogą lekko przekrwione.
     - Ciesz się, że Cię nie obudziłam po szóstej. - odparłam podnosząc jedną brew do góry.
     - Dobra.. Coś się stało? Wiesz.. zrywasz mnie z łóżka z samego rana.
     - Pff.. Jasne, z samego rana. Em.. - zawahałam się na moment, lecz ostatecznie postanowiłam mu powiedzieć. - Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę na temat mojego ojczulka? - ostatnie słowo wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
     Nie odpowiedział mi, więc obróciłam głowę w jego stronę aby sprawdzić jego reakcję. Wpatrywał się we mnie, źrenice miał rozszerzone a na jego twarzy malowało się przerażenie które po chwili przerodziło się w gniew. Taa.. Czyli pamięta i już się domyślił z jakiego powodu zadzwoniłam do niego 'z samego rana'.
     - Nie.. Eve, ja go zajebię! Zajebię skurwysyna! - z tymi słowami wstał i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Podkuliłam nogi pod podbródek i objęłam je rękoma. Zamknęłam oczy.
     - Lou.. - chłopak nie zareagował. Krążył i mruczał coś pod nosem, zaciskając pięści. - Lou, uspokój się, dobra?! - prawie krzyknęłam.
     - Uspokój się?! Czy Ty zdajesz sobie sprawę z..
     - Tak, Louis! Bo tak się akurat składa że to mnie zgwałcił! - mam nadzieję, że nie było nikogo w pobliżu bo już nie mogłam nad sobą zapanować i podniosłam głos. Nowe łzy spłynęły po moich policzkach.
     Lou przyklęknął przy mnie i objął ramionami. Mimowolnie się w niego wtuliłam.
     - Przepraszam, Eve.. Ja nie chciałem.. Ale ten skurwiel zasłużył sobie na najgorszą karę.
     - Wiem, ale nie mogę nic zrobić. Wyślą mnie do sierocińca a nie chcę tam spędzić ani dnia. - chłopak się zamyślił.
     - W takim razie zamieszkasz u mnie. - powiedział stanowczo.
     - A możesz mi powiedzieć jak wytłumaczysz to Twoim rodzicom? - jego pewność siebie jak się pojawiła, tak i znikła.
     - Masz racje.. - powiedział i usiadł, z powrotem, obok na rampie.
     Wyciągnął paczkę Marlboro z kieszeni i poczęstował mnie. Odpaliliśmy papierosy po czym zapanowała cisza. Obydwoje szukaliśmy teraz najlepszego wyjścia z tej sytuacji. Nie mogliśmy jednak niczego lepszego wymyślić, więc przystaliśmy na tym że przenocuję u Louisa dwie noce, a później zobaczy się jak to będzie.

 ***

     Przekopałam jeszcze raz moją torbę, aby upewnić się czy nie przeoczyłam jakimś cudem mojej komórki i czy czasami nie zaplątała się w brudne ubrania. Zdenerwowana, już do granic możliwości, warknęłam i złapałam się z frustracją za moje czerwone kłaki.
     - Louuu... Nie widziałeś przypadkiem mojego telefonu? - skierowałam pytanie do przyjaciela, który akurat skończył myć zęby i wszedł do pokoju. Widząc mnie w rozsypce, prychnął pod nosem.
     - O ile wzrok mnie nie myli, to leży na szafce obok łóżka. - uśmiechnął się. Ugh! Mogę się założyć że przed chwilą, jak sprawdzałam, to go tam nie było!
     Wzięłam, tak długo przeze mnie szukaną, rzecz do ręki po czym chwyciłam Louisa za ramię i pociągnęłam do wyjścia.
     Skierowaliśmy się w stronę miasta, ponieważ rodzicielka Lou poprosiła nas abyśmy zrobili jej małe zakupy bo sama nie ma dziś czasu. Na chłopaku nie można kompletnie polegać, jeżeli chodzi o takie sprawy, więc to mi dała pieniądze i listę zakupów.
     Gdy już doszliśmy do centrum, poszliśmy z Louisem do jednego sklepu z chemią gospodarczą, gdzie kupiliśmy parę rzeczy z listy. Przy kasie siedziała kobieta około trzydziestki, dość atrakcyjna jak na swój wiek, więc ten bałwan nie mógł się powstrzymać od flirtowania.
     Gdy wyszliśmy już ze sklepu, pacnęłam Louisa w tą pustą czaszkę.
     - No co? Lubię starsze. - uśmiechnął się cwaniacko i zatrzepotał brwiami. Jego głupotę skomentowałam śmiechem. Szliśmy przez miasto śmiejąc i wygłupiając się, lecz długo to nie potrwało, bo gdy spojrzałam na listę aby zobaczyć gdzie powinniśmy się teraz udać, zauważyłam że zapomnieliśmy płynu do mycia szyb.
     - Dobra, Lou, Ty poczekaj tam na ławce a ja się wrócę, okej? - przyjaciel tylko przytaknął i ruszył do, wskazanego przeze mnie wcześniej, miejsca. Ja natomiast obróciłam się na pięcie i skierowałam się z powrotem do sklepu z chemią.
     Nagle poczułam dość silne uderzenie i wylądowałam na posadce.
     - Kurwa. - zaklęłam zbyt głośno. - Może byś tak uważał jak chodzisz? - obrzuciłam kolesia groźnym spojrzeniem. Ten podał mi rękę, bąkając jakieś przeprosiny pod nosem. Wywróciłam oczami i chwyciłam jego rękę, po czym ten zręcznie pomógł mi wstać. Otrzepałam kurz ze spodni.
     - Serio, przepraszam, nie zauważyłem Cię. - powiedział zmieszany.
     Przyglądałam mu się przez chwilkę. Miał ubrane najzwyklejsze trampki, czarne, jeansowe rurki i szary t-shirt z logo jakiegoś zespołu, którego nie znałam. Półdługie włosy miał tego samego koloru co spodnie, a w dolnej wardze mieścił się kolczyk. Miał niestety ubrane okulary przeciwsłoneczne, więc nie mogłam spojrzeć prosto w jego oczy.
     - Nie ma sprawy. - mruknęłam pod nosem, po czym wyminęłam chłopaka z myślą pójścia dalej, lecz nie było mi to dane. Złapał mnie za ramię, zatrzymując. Wzdrygnęłam się mimowolnie i wyrwałam rękę z jego uścisku.
     - Hej, skądś Cię kojarzę. - obróciłam się w stronę chłopaka. Pierwszy raz kolesia na oczy widzę.
     - Tak? A ja Ciebie nie. - chłopak wyglądał teraz jakby nad czymś intensywnie myślał. No, przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Zdjął okulary z nosa i spojrzał na mnie cholernie ładnymi, niebieskimi oczętami.
     - Już wiem! - uśmiechnął się, a na jego twarzy można było wyczytać satysfakcję. - To Ty byłaś wtedy w parku, no nie? Płakałaś... - zmarszczył brwi. Zmieszałam się trochę na te słowa.
     - Chyba mnie z kimś pomyliłeś. - warknęłam i ponownie chciałam odejść, lecz chłopak mnie powstrzymał.
     - Przepraszam,  nie chciałem Cię urazić. - podrapał się w tył głowy. - To może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę? - patrzyłam się na niego ze zdziwieniem. Jaki koleś, skwitowałam w myślach, nawet go nie znam..
     - Em.. Wiesz, przyszłam tutaj z przyjacielem i teraz na mnie czeka, więc..
     - Okej, rozumiem. To może chociaż powiesz mi jak masz na imię i podasz numer telefonu? - nachalny jest, nie ma co. - To znaczy.. Jeżeli chcesz. Ale moim zdaniem to ta kawa Ci się należy.. Staranowałem Cię, mogło Ci się coś stać.. Będę się źle czuł jeżeli nie dasz się zabrać do jakieś kawiarni. - próbował mnie przekonać.
     Zaśmiałam się cicho. Koleś ma nierówno pod sufitem.
     - Dobrze, tylko już skończ tę nawijkę, okej? - zadowolony z siebie, uśmiechnął się szeroko i wyciągnął swój telefon który z kolei podał mi. Wpisałam szybko swój numer telefonu i mu go oddałam.
     - Dziękuję. - znów ten uśmiech, czy on musi się tak szczerzyć?!
     - Spoko.. Na imię mam Evelyn.
     - Evelyn.. Ładnie. - puścił mi oczko i oczywiście musiałam 'spalić buraka'. - Jestem Andy. - pokiwałam głową, na znak że jeszcze kontaktuję ze światem i że zrozumiałam.
     Jego telefon nagle się rozdzwonił. Andy spojrzał szybko na wyświetlacz.
     - Przepraszam, odezwę się do Ciebie później, okej? Cześć. - uśmiechnął się na pożegnanie, odwrócił i odebrał telefon.
     Wpatrywałam się w jego odchodzącą sylwetkę. Dopiero po chwili zorientowałam się co takiego robię, więc pośpiesznie się obróciłam i weszłam do sklepu.
     - Eve, Ty idiotko...

_________
________________
_________________________


Cześć wszystkim!
Rozdział jest z dekla nudny, za co najmocniej przepraszam! Niestety trzeba jakoś rozwinąć akcję, co jest dość trudne. Mam nadzieję że nie spalicie mnie na stosie za ten rozdział :) Czekam na Wasze szczere opinie. ;) 
~ Vicky

Ps. Zapraszam tych, którym się nudzi na bloga Alice : with-bleeding-hands.blogspot.com ;)


6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Omomo rozdzialik bombowy *ͺ*
    Czekam na szybszego nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. super opowiadanie :D
    "Zatrzepotał brwiami" - tak w ogóle się da xD

    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.


    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,Nie wiem,czy już to pisałam,ale zapraszam na mojego bloga :)
    http://you-are-so.blogspot.com/2013/07/witam.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie, bosko, cudnie i... no idealnie! ^^
    Mam nadzieję, że docenisz fakt moich wyrzutów sumienia, za to, że nie było mnie tu taki szmat czasu... ;>
    Na ładne oczka...?
    No dobra, bądź co bądź świetne wątki, fabuła i w ogóle wszystko - zakochałam sie ♥
    Także lecę już do rozdziału czwartego, buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń